Najbardziej niesamowita historia, która mi się ostatnio zdarzyła…
W sumie było ich sporo, ale ta przebija wszystkie wcześniejsze.
Rok temu, dokładnie latem, o tej samej porze, straciłam swój pierścionek, który miał dla mnie wartość sentymentalną. Wąski, platynowy paseczek z maleńkim diamentem, dokładnie, taki, jak lubię…
Wieczorową porą wróciłam prosto z sesji zdjęciowej na moją działkę, która mieści się za miastem. Zdjęłam biżuterię, położyłam ją w pewnym miejscu a rano zauważyłam brak mojego pierścionka. Reszta była, tylko tego jednego nie. Szukałam wszędzie, gdzie to było możliwe i również niemożliwe. Jak kamień w wodę.
Po wakacjach wróciłam do Bonn.

W ciągu roku wiele razy myślałam z żalem o mojej stracie. Było mi naprawdę przykro. Mówiłam: gdzie jesteś? gdzie się zgubiłeś? Czy to było przykre dla Ciebie zdobić moją dłoń?
Teraz znów są wakacje. Wieczorem przyjechałam z moją wnuczką Klarą na działkę.
Pomyślałam o moim pierścionku: tu się gdzieś zgubiłeś, czy możesz się odnaleźć?
Klara wyszła z samochodu na szutrową drogę i nagle schyliła się po coś.
Babciu, znalazłam pierścionek, jaki ładny, dam Ci go…
W pierwszej chwili pomyślałam o ogłoszeniu, przecież ktoś może go szukać..
Zaskoczona wzięłam go od niej i oniemiałam. To był on, mój pierścionek. Pokiereszowany, lekko przetarty kamieniami, ale był w mojej dłoni, znów na moim palcu.
Jak on na tej drodze się znalazł, zachodzę w głowę i że nikomu nie pozwolił się znaleźć, Był głęboko wśród kamyków, na drodze po za działką i tylko przez sekundę rozświetlił swoją obecność, krzycząc:
Tu jestem?
Oby Wam, Drodzy zdarzały się historię nie do uwierzenia, ale jak najbardziej prawdziwe..❤️


